Był prawie idealny. Kino, domowa kolacja* (zabawa w porównywanie smaku dwóch białych win włoskich i serów: francuskiego Bleu d'Auvergne i swojskiego Lazura, dużo oliwy z oliwek, octu balsamicznego, bagietek, suszonych pomidorów, oliwek i szparagów), ukochana twarz, grudniowy obrus. Kolejny dzień i pączkowe popołudnie, brzuch pełen sushi, basen i jeden zdradziecki brudas na usługach równie zdradzieckiej i jeszcze brudniejszej wiedźmy. A zazwyczaj wystarczy tylko jedna osoba z tego duetu, żeby całkowicie zepsuć mi humor.
Cóż bilans start i zysków jak zwykle wychodzi na zero. Pozostaje zacząć wierzyć w sprawiedliwość wymierzaną plagami egipskimi, tudzież chronicznym łysieniem. Ehhh, świat pełen świń.
* na zdjęciu
poniedziałek, 28 lutego 2011
niedziela, 27 lutego 2011
Dla mojego chłopca.
"I want to do with you what spring does to the cherry trees."*
Hiszpański niestety nie dla mnie. Zresztą chyba dla Ciebie też nie. Dla nas Japonia.
*Pablo Neruda.
Hiszpański niestety nie dla mnie. Zresztą chyba dla Ciebie też nie. Dla nas Japonia.
*Pablo Neruda.
sobota, 26 lutego 2011
piątek, 25 lutego 2011
czwartek, 24 lutego 2011
wtorek, 22 lutego 2011
poniedziałek, 21 lutego 2011
Człowiek musi.
Czasem coś napisać.
"Człowiek musi coś mówić, żeby nie wyjść z wprawy. Trzeba mieć sprawnie funkcjonujące narządy głosowe, na wypadek, gdyby się miało coś naprawdę ważnego do powiedzenia."
Kurt Vonnegut, "Kocia kołyska".
"Człowiek musi coś mówić, żeby nie wyjść z wprawy. Trzeba mieć sprawnie funkcjonujące narządy głosowe, na wypadek, gdyby się miało coś naprawdę ważnego do powiedzenia."
Kurt Vonnegut, "Kocia kołyska".
niedziela, 20 lutego 2011
sobota, 19 lutego 2011
piątek, 18 lutego 2011
czwartek, 17 lutego 2011
Gdyby...
...nie to, że musiałam iść do pracy, dzisiaj z łóżka wyciągnęłaby mnie tylko wizja śniadania w towarzystwie:
Poznań: -5, śnieg, dziurawe rękawiczki, samochodu brak, szampan na półce.
Poznań: -5, śnieg, dziurawe rękawiczki, samochodu brak, szampan na półce.
środa, 16 lutego 2011
wtorek, 15 lutego 2011
poniedziałek, 14 lutego 2011
niedziela, 13 lutego 2011
Przeczytałam ostatnio...
...i bardzo mi się podobało:
"Owszem, boję się śmierci. Boję się, że świat beze mnie dalej będzie się toczył, że moja obecność przejdzie niezauważona, lub co gorsza, odegra rolę jakiejś siły przyrody, popychającej życie naprzód. Czy to egoizm? Czy taki zaraz ze mnie łotr, skoro marzę o świecie, który skończy się razem ze mną? Nie mówię o tym, że świat skończy się dla mnie samego: chodzi mi o to, żeby wszystkie pary oczu zamknęły się równocześnie z moimi."
W tej książce jest wszystko.
Jonathan Safran Foer "Wszystko jest iluminacją".
"Owszem, boję się śmierci. Boję się, że świat beze mnie dalej będzie się toczył, że moja obecność przejdzie niezauważona, lub co gorsza, odegra rolę jakiejś siły przyrody, popychającej życie naprzód. Czy to egoizm? Czy taki zaraz ze mnie łotr, skoro marzę o świecie, który skończy się razem ze mną? Nie mówię o tym, że świat skończy się dla mnie samego: chodzi mi o to, żeby wszystkie pary oczu zamknęły się równocześnie z moimi."
W tej książce jest wszystko.
Jonathan Safran Foer "Wszystko jest iluminacją".
sobota, 12 lutego 2011
Taniec.
"Pierw taniec, następnie myśl. Taki jest naturalny porządek"*. Kiedy nikt nie patrzy, robię tak:
Sama.
* Samuel Beckett
Sama.
* Samuel Beckett
piątek, 11 lutego 2011
Ulubione.
Cytat, który mogę czytać bez końca. Wszystko staje się bardziej zrozumiałe i łatwiej akceptowalne.
"Sometimes fate is like a small sandstorm that keeps changing directions. You change direction but the sandstorm chases you. You turn again, but the storm adjusts. Over and over you play this out, like some ominous dance with death just before dawn. Why? Because this storm isn't something that blew in from far away, something that has nothing to do with you. This storm is you. Something inside of you. So all you can do is give in to it, step right inside the storm, closing your eyes and plugging up your ears so the sand doesn't get in, and walk through it, step by step. There's no sun there, no moon, no direction, no sense of time. Just fine white sand swirling up into the sky like pulverized bones. That's the kind of sandstorm you need to imagine."
"Sometimes fate is like a small sandstorm that keeps changing directions. You change direction but the sandstorm chases you. You turn again, but the storm adjusts. Over and over you play this out, like some ominous dance with death just before dawn. Why? Because this storm isn't something that blew in from far away, something that has nothing to do with you. This storm is you. Something inside of you. So all you can do is give in to it, step right inside the storm, closing your eyes and plugging up your ears so the sand doesn't get in, and walk through it, step by step. There's no sun there, no moon, no direction, no sense of time. Just fine white sand swirling up into the sky like pulverized bones. That's the kind of sandstorm you need to imagine."
czwartek, 10 lutego 2011
środa, 9 lutego 2011
Żegnam Pana.
Z wystawy w Berlinie przywiozłam sobie kiedyś taki plakat:
Bardzo, ale to bardzo mi się podobał. Tak bardzo, że długo nie mogłam się zdecydować gdzie go powiesić. W tym czasie ktoś wyrzucił go na śmietnik. Pozdrowienia dla ktosia, a Ty żegnaj śmietnikowy Richardzie. I tak Pana uwielbiam. Pana i to zdjęcie.
Bardzo, ale to bardzo mi się podobał. Tak bardzo, że długo nie mogłam się zdecydować gdzie go powiesić. W tym czasie ktoś wyrzucił go na śmietnik. Pozdrowienia dla ktosia, a Ty żegnaj śmietnikowy Richardzie. I tak Pana uwielbiam. Pana i to zdjęcie.
wtorek, 8 lutego 2011
W wolnych chwilach.
Zastanawia mnie dlaczego nie urodziłam się tu:

Wydaje mi się, że to moje miasto. Skoro się w nim nie urodziłam, to może chociaż umrę. Ostatnią myśl kradnę M.V. Llosie, a zdjęcie W. Ronisowi. I żywię głęboką nadzieję, że nie tylko ja mam problem z odmianą obcobrzmiących nazwisk.

Wydaje mi się, że to moje miasto. Skoro się w nim nie urodziłam, to może chociaż umrę. Ostatnią myśl kradnę M.V. Llosie, a zdjęcie W. Ronisowi. I żywię głęboką nadzieję, że nie tylko ja mam problem z odmianą obcobrzmiących nazwisk.
poniedziałek, 7 lutego 2011
Co lubię.
Witalij Kliczko. Bokser. Z doktoratem. Nie żeby doktorat robił na mnie jakiekolwiek wrażenie. Wręcz przeciwnie. Ale bokser z doktoratem robi.
Gdyby nie to, że w domu mam duuuużo lepszy obiekt westchnień, to chyba bym się w Witaliju troszeczkę podkochiwała (czymkolwiek jest to paskudztwo na jego prawym nadgarstku).
Gdyby nie to, że w domu mam duuuużo lepszy obiekt westchnień, to chyba bym się w Witaliju troszeczkę podkochiwała (czymkolwiek jest to paskudztwo na jego prawym nadgarstku).
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)


















