czwartek, 3 marca 2011

Food & Friends.

Kupuję od początku. I cały czas zastanawiam się, czy nie wyrzucam pieniędzy w błoto. "Kuchnia" od jakiegoś czasu dramatycznie obniżyła loty, wciskając śmieciowe informacje o tym co jedzą bohaterki "Seksu w wielkim mieście" lub o kolejnym nudnym przepisie Jamiego O.


Co do F&F, pierwszy numer był beznadziejny (treść artykułów poniżej średnio rozgarniętego gimnazjalisty, choć zdjęcia na bardzo wysokim poziomie), drugi nieco lepszy i trzeci znów do przodu. Czy kupię czwarty? Sama nie wiem. Bałwochwalcze i bezmyślne artykuły reklamowe o wspaniałościach polskich i skandynawskich restauracji trochę rażą, ale i tak zawsze to jakaś alternatywa i powiew świeżości. Raczej dla lanserów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz