poniedziałek, 9 maja 2011

środa, 4 maja 2011

Nadal

podoba mi się boks. Na piłkę nożną nie będę tracić więcej nerwów. Zresztą w porównaniu z piłką boks jest wyjątkowo ładny.

Nieprawdaż? Ależ tak!

piątek, 22 kwietnia 2011

Świnia.

W końcu czytam Świnię w Prowansji i podoba mi się tu wszystko oprócz rozwodu. Razem z fabułą książki przechodzę przez wszystkie etapy fascynacji i planów zmiany swojego życia. Począwszy od hodowli kóz* i produkcji koziego sera,  po wielką tęsknotę za jesiennym grzybobraniem (połączoną z nieodpartym pragnieniem znalezienia pierwszego w życiu rydza), przez plany wyszkolenia psa* lub świni* do szukania trufli po lasach. Jestem w połowie książki więc pewnie czeka mnie jeszcze kilka ambitnych planów.


*choć zwierząt nie lubię i generalnie brzydzę się nimi

czwartek, 21 kwietnia 2011

Fatalnie

zapowiada się ten dzień. Na skutek postępującej sklerozy zapomniałam zaopatrzyć się w bułki. W związku z tym jedyne co mogłam zjeść dzisiaj na śniadanie (a co nie wymagałoby wcześniejszego opuszczenia łóżka) to jogurt z otrębami i banan.Słodkie śniadanie to dla mnie jak pomyłka, zboczenie i barbarzyństwo w jednym.


Gdyby Francuzi chcieli na torturach wyciągnąć ze mnie jakieś tajemnice wagi państwowej, wystarczyłoby żeby regularnie podwali mi swoje śniadanie (kawa i słodki rogalik). Fuj, ble, fuj. A blogi traktujące o tym co autor jadł na śniadanie uważam za wyjątkowo żenujące.

wtorek, 19 kwietnia 2011

W życiu

tak naprawdę szukam spokoju porównywalnego z tym, odczuwanym w trakcie patrzenia na zdjęcie Hiroshi Sugimoto: 


To trudniejsze niż myślałam i choć teraz nie chcąc zapeszyć czuję, że pomalutku zbliżam się do tego stanu, to i tak gdzieś tam kulę się ze strachu przed kolejnymi zakusami do wyprania mojego mózgu. Podobno ludzie się nie zmieniają . Rozliczać z czynów, które sami mają na sumieniu i z miną niewiniątka upokarzać w najbardziej wyrafinowany sposób. Staram się myśleć, że tak nie jest. Nie może tak być.

poniedziałek, 18 kwietnia 2011

Najlepszy obiad świata.

Rukola na smażonych boczniakach z zapiekanym kozim serem i truskawkową redukcją balsamiczną.


Grillowany dorsz, smażony szpinak, ryż jaśminowy i sauvignon blanc. A do tego prawdopodobnie duuużo serca. W końcu to kulinarny debiut U. Ekstraklasa. Tfu. Liga Mistrzów z 8 kwietnia.

piątek, 15 kwietnia 2011

W dołku

pozimowym. Dzisiaj wszystko o czym myślę sprawia, że chcę zrobić tak:


Lepiej licz na siebie. Nie potrafię się tego nauczyć. A najwięcej kłamią Ci, którzy sami nazywają Ciebie kłamczuchą.

czwartek, 14 kwietnia 2011

Niecodziennie.

Tak upłynął wczorajszy wieczór. Uświetniła go butelka Heidsieck & Co. Monopole. Chcieliśmy zaszaleć też z czarnym kawiorem, ale się nie udało ;)


Było bosko i bardzo wytrawnie. A kawior poczeka na wieczór sponsorowany przez zmrożona wódeczkę.

środa, 13 kwietnia 2011

Życzenie.

Gdybym miała takie ciało, to piłabym wino wyłącznie w takim stroju.


Wyłącznie w domu i wyłącznie z U. Chyba zresztą wszystko robiłabym tak "wystrojona".

wtorek, 12 kwietnia 2011

Bagiety.

Jeszcze 4 miesiące 15 dni i mam nadzieję, że zobaczę, powącham, spróbuję.



Wydaje mi się, że pierwszy raz w życiu. Chociaż mogę też nie pamiętać.

niedziela, 10 kwietnia 2011

Hasło dnia.

Aktualne od czasów do których sięgam pamięcią.



Z małą, kilkuletnią przerwą jakieś 18 lat wstecz. Wszyscy wiedzą, wszyscy milczą.

sobota, 9 kwietnia 2011

Nie lubię

kiedy ktoś mówi/pisze, że pochyla się nad czyjąś twórczością. W jakiś magiczny sposób doprowadza mnie to prawie do wymiotów. Wstrętne i sztuczne.


Pochylanie zostawiam krzywej wieży w Pizie.

piątek, 8 kwietnia 2011

Wielki dzień.

Dziś U. gotuje obiad. Cieszę się jak na wyjazd na wakacje. Poza tym jestem bardzo dumna, zachwycona i dopieszczona (nawet jeśli sam pomysł jest nieco wymuszony przeze mnie).


Nie wiem dlaczego patrząc na to zdjęcie myślę tylko o tym, że uwielbiam szmaragdy, szczególnie te w srebrze.

czwartek, 7 kwietnia 2011

Je ne regrette rien.

Jak dobrze byłoby móc sobie tak zaśpiewać. Życie byłoby wtedy dużo lżejsze.


Ja śpiewając tę piosenkę zadławiłabym się przynajmniej raz i to porządnie.

środa, 6 kwietnia 2011

Wspomnienie.

W drodze do pracy przypomniał mi się podstawówkowy konkurs recytatorski. I choć nigdy nie miałam specjalnych zdolności do wystąpień, a tym bardziej publicznego wczuwania się w słowo pisane, to konkurs wygrałam. Pewnie dlatego, że wybrałam wiersz inny niż "Urszula Kochanowska" Leśmiana. Samego poetę bardzo lubię, ale wysłuchanie jednego  wiersza w przynajmniej dwudziestu kiepskich odsłonach, było ciosem poniżej pasa dla mojego zrozumienia ludzkich wyborów.


Ja zdecydowałam się na "Kalinę" Lenartowicza. I nadal zastanawiam się czasem co ich wszystkich walnęło z tą Urszulką.

wtorek, 5 kwietnia 2011

Planowanie.

W najbliższym czasie mam zamiar przeczytać tę książkę.




Zabawne związki tytułu z rzeczywistością.

poniedziałek, 4 kwietnia 2011

Apetyt.

To coś czego ostatnimi czasy trochę mi brak. Zupełne novum. I chyba mimo wszystko nie lubię tego uczucia, gdy jest tak niewiele rzeczy na które miałabym ochotę. Po długim namyśle stwierdziłam, że jedyne co zjadłabym dzisiaj z prawdziwą przyjemnością to toto.


Hokkigai, surf clams, małże arktyczne. Mniam.

niedziela, 3 kwietnia 2011

Pozytywnie.

Her Morning Elegance. Miło popatrzeć.




I typowo kobiecym zwyczajem pozazdrościć pięknych włosów.

sobota, 2 kwietnia 2011

Łyska.

Jedyny ptak, którego jestem w stanie rozpoznać bez pomocy. Pomijając wróble, gołębie i inne takie codzienne.


Na spóźniony pierwszy dzień wiosny.

piątek, 1 kwietnia 2011

Zawsze

ciekawiło mnie jak się robi takie zdjęcia.


Nigdy nie chciało mi się jednak tego zgłębić. Fajnie byłoby wiedzieć ot tak.

czwartek, 31 marca 2011

środa, 30 marca 2011

Pytanie na wieczór.

Should I buy me another glass of wine?


When everybody's dancing
I don't want to
When everybody's joking
I don't want to
When everybody's laughing
I don't want to
Everybody but me.

wtorek, 29 marca 2011

Ikona.

Klasa, styl, powściągliwość, melancholia, lekki chłód i doskonała harmonia. 


Rysy tak ponadczasowe i regularne, jakby były z innego wymiaru. Czasem skończone piękno ktoś może nazwać nudą. Cóż, uleganie modzie na niedoskonałości i inne diastemy przeszło mi wraz  z okresem dojrzewania.

poniedziałek, 28 marca 2011

Dobrze by było...

świetnie prezentować się w tej sukience i mieć na nią pieniądze. Nie mieć natomiast wyrzutów sumienia z powodu rozrzutności i próżności.


Hmmm, tego wszystkiego nie spełniają nawet złote rybki. Chyba, że od razu 2 lub 3.

niedziela, 27 marca 2011

Nieprawda.

Choć piosenkę lubię bardzo. Ale jeśli nie chce mi się z kimś rozmawiać, to tańczyć już wcale.


Do U. - zazwyczaj chce mi się z Tobą tańczyć i rozmawiać jednocześnie. A najlepiej jeśli Ty tańczysz, a ja patrzę i z Tobą rozmawiam. Wtedy jest raj.

piątek, 25 marca 2011

Kuchnia.

Yoshimoto Banana i jedna z dwóch przetłumaczonych na język polski książek jej autorstwa. Bardzo japońska, spokojna, pozbawiona wartkiej akcji, ale wyjątkowo refleksyjna i ładnie napisana.


O szukaniu siebie, godzeniu się ze stratą bliskich, pustce, którą trudno wypełnić, przyjaźni i jedzeniu. To ostatnie ma wprawdzie rolę wypełniacza, ale na widok nazw dań japońskich i sugestywnych opisów cieknie ślina.

czwartek, 24 marca 2011

Codziennie.

Właściwie to wszystko się zgadza. No prawie wszystko.


Nigdy przecież nie miałam nic przeciwko "déjeuner". Wprost przeciwnie. Mogłabym nawet dwa razy dziennie.

środa, 23 marca 2011

Jakby wczoraj.

A w 2009. Wakacje w kraju uważanym za brzydki. Senne, winne, festiwalowe, pijane Mesenich (a właściwie winnice wokół). Choć uciekł ostatni autobus, choć próba dogadania się z Niemcem po angielsku to więcej niż "Lost in transations", choć kusi wiele innych miejsc, to i tak chciałabym tam kiedyś wrócić. 



Tak, koniecznie w tym samym towarzystwie. Przeprowadzka też nadal wchodzi w grę. Willkommen an der Mosel. Was emphelen Sie?

wtorek, 22 marca 2011

Woody.

Tydzień po polskiej premierze wybrałam się na najnowszy film Allena "You will meet a tall, dark stranger". Brzmi prawie groźba. Ludzie mówią, że film jest kiepski.


Zaiste reżyser wziął tym razem na warsztat mało interesujący wycinek rzeczywistości, ale i tak udało mu się skleić z tej biedy całkiem zabawny i wyrazisty obrazek.

poniedziałek, 21 marca 2011

Kipię

złością, pluję jadem. Nigdy nie jestem w stanie doprowadzić niczego do końca, ani zrobić tego co sobie założyłam na 100%. Chciałam zamieszczać tutaj jedną, jedyną notkę dziennie. Nieważne o czym (może być nawet o strupku na kolanie), ale najchętniej o sprawach, które niezapisane szybko umknęłyby mi z pamięci. I co, po niespełna dwóch miesiącach pierwsza skucha. Taaaa, myslę sobie, że jak na mnie to i tak Matterhorn regularności.

Myślałam nawet wczoraj o nowym poście i wiedziałam co chcę napisać, ale alkohol szkodzi zdrowiu, planom, systematyczności i jasności umysłu. Zapomniałam, zasnęłam, olałam. Nie ma to jak cały weekend siedzieć w totalnej trzeźwości, żeby w niedzielny wieczór urządzić sobie piwny maraton (trzy piwa nie satysfakcjonują tak, jak kolejne dwa przyniesione na rauszu z żabki) i w pracy czuć się jak trup.

Dzisiaj nie będzie zdjęcia na znak żałoby po moich ambitnych planach nauczenia się regularności. A mogłoby być jakieś ładne, przecież w sobotę walczył Kliczko. I to jak, Solis do domu już w pierwszej rundzie :) Do domuuuuu mówię!

sobota, 19 marca 2011

Dopiero teraz.

Czytam listy Osieckiej i Przybory. Czasem są urocze, czasem infantylne, czasem zadziwiająco szczere lub jeszcze bardziej zadziwiająco nieszczere.


Po tym przyjdzie czas na Galerię potworów.

PS. Po przeczytaniu całości, dochodzę do wniosku, że lektura pozbawiała mnie dużej części sympatii dla Agnieszki O. Jawi mi się teraz jako rozkapryszone i nieznośne babsko. Choć może to wina faktu, że cudzej korespondencji nie powinno się czytać. Te słowa skierowane były do kogoś innego, kto prawdopodobnie był w stanie znieść dużo więcej, niż chłodny czytelnik.

środa, 16 marca 2011

Tenis.

Wbrew obiegowej opinii, nigdy nie uważałam tego sportu za szczególnie elegancki. Wprost przeciwnie. Raczej pretensjonalny, pozerski i dla tych, którzy mają dwie lewe ręce i dwie prawe nogi. Ooooo o właśnie:


Chłopaki dacie radę.

wtorek, 15 marca 2011

Musicians.

Podobno to prawda:


Ja słabości do muzyków nie mam, ale może nie jestem najbardziej typową przedstawicielką płci pięknej. Usłyszałam od mojego U., że mówię barytonem i poruszam się z gracją osiedlowego penera (a to wszystko pojawiło się w kontekście słowa "urocze", taaaaa). Na dźwięk słowa artysta/muzyk spluwam przez lewe ramię.

poniedziałek, 14 marca 2011

Łazienka.

Nie powiem, taki widok mógłby zachęcić mnie do opuszczenia łóżka wcześniej niż o 7:15.


Choć pewnie i tak nie uchroniłoby mnie to przed notorycznym spóźnianiem się. Dzisiaj było nieźle, w pracy 08:07.

sobota, 12 marca 2011

122 lata.

Gdyby żył, to obchodziłby 122 urodziny.

 
Jakiś czas temu postanowiłam zazdrościć mu Sankt Petersburga w życiorysie i talentu. Poza tym, niczego mu nie zazdroszczę. Wacław Niżyński z gracją.

piątek, 11 marca 2011

Silna...

jestem psychicznie, bo gdyby było inaczej, to w ten głupi głupi dzień musiałabym wkleić to:


Więc dobrze, że jestem taka silna i nie muszę wspominać, że nawet jeśli zaprzeczysz to Ci nie uwierzę. Jak dobrze, że mam już to wszystko za sobą.

środa, 9 marca 2011

Czekam i czekam.

Od lipca zeszłego roku. Od ostatniego szparagowego obiadu. Jeszcze tylko dwa miesiące.


I urządzę wielką szparagową orgię. Szparagi na śniadanie, obiad i kolację przez 7 dni w tygodniu. Gotowane, smażone, grillowane, białe, zielone, fioletowe, z pieprzem, z masłem, z parmezanem. Bożejezu ja chcę maj.

wtorek, 8 marca 2011

Wybieram.

Prowansję. Na wakacje. Sierpień 2011 pod znakiem wina i lawendy.


Najbardziej przesłodzone zdjęcie jakie udało mi się znaleźć. Tego właśnie mi potrzeba.

niedziela, 6 marca 2011

Aktor.

Dobry. Przystojny. Sympatyczny.


Mniej więcej od 2007 mam powody, żeby lubić go jeszcze bardziej.

Czytam.

Chwilami myślę, że to jego najsłabsza książka, chwilami, że nie do końca pamiętam już to, co było w pierwszej części. To jednak "nowy Murakami" i tak cholernie fajnie, że wraca ten sam co zawsze, ulubiony bohater.


Haruki Murakami, 1Q84, tom II.

sobota, 5 marca 2011

Obiad.

Wczorajszy, bez fajerwerków. Oliwa z oliwek, czosnek, krewetki, sól, pieprz, anyż, sezam, natka kopru włoskiego i sok z cytryny. 


Prosto i smacznie. Choć zdjęcie brzydkie. Można dodać jeszcze trochę białego wina, gdzieś pomiędzy krewetkami, a solą. Gdyby było.

piątek, 4 marca 2011

Strach.

Czasami boję się, że tak się stanie. Albo co gorsza już się stało.


I już nigdy się nie zrośnie. Za dużo słów, zbyt wiele szczegółów znam. 

Marissa Nadler, Thinking of you.

czwartek, 3 marca 2011

Food & Friends.

Kupuję od początku. I cały czas zastanawiam się, czy nie wyrzucam pieniędzy w błoto. "Kuchnia" od jakiegoś czasu dramatycznie obniżyła loty, wciskając śmieciowe informacje o tym co jedzą bohaterki "Seksu w wielkim mieście" lub o kolejnym nudnym przepisie Jamiego O.


Co do F&F, pierwszy numer był beznadziejny (treść artykułów poniżej średnio rozgarniętego gimnazjalisty, choć zdjęcia na bardzo wysokim poziomie), drugi nieco lepszy i trzeci znów do przodu. Czy kupię czwarty? Sama nie wiem. Bałwochwalcze i bezmyślne artykuły reklamowe o wspaniałościach polskich i skandynawskich restauracji trochę rażą, ale i tak zawsze to jakaś alternatywa i powiew świeżości. Raczej dla lanserów.

środa, 2 marca 2011

Kino.

W piątek zobaczyłam "Jak zostać królem". A w niedzielę przypomniałam sobie jak gówniane są Oscary. Dla mnie nagroda należy się nie Colinowi Firthowi, a wyrazistej postaci, którą przyszło mu zagrać. Rola, którą obroniłby najprzeciętniejszy aktor. A sam film, cóż prawda historyczna przedstawiona została tu zbyt czarno-biało (wątek brata). 


Na zdrowie jąkałom i Colinowi. Dobrze, że chociaż N. Portman się naprawdę należało.

poniedziałek, 28 lutego 2011

Miniony weekend.

Był prawie idealny. Kino, domowa kolacja* (zabawa w porównywanie smaku dwóch białych win włoskich i serów: francuskiego Bleu d'Auvergne i swojskiego Lazura, dużo oliwy z oliwek, octu balsamicznego, bagietek, suszonych pomidorów, oliwek i szparagów), ukochana twarz, grudniowy obrus. Kolejny dzień i pączkowe popołudnie, brzuch pełen sushi, basen i jeden zdradziecki brudas na usługach równie zdradzieckiej i jeszcze brudniejszej wiedźmy. A zazwyczaj wystarczy tylko jedna osoba z tego duetu, żeby całkowicie zepsuć mi humor.


Cóż bilans start i zysków jak zwykle wychodzi na zero. Pozostaje zacząć wierzyć w sprawiedliwość wymierzaną  plagami egipskimi, tudzież chronicznym łysieniem. Ehhh, świat pełen świń.

* na zdjęciu

niedziela, 27 lutego 2011

Dla mojego chłopca.

"I want to do with you what spring does to the cherry trees."*


Hiszpański niestety nie dla mnie. Zresztą chyba dla Ciebie też nie. Dla nas Japonia.

*Pablo Neruda.

Fallen Princesses V

Dżasmina. Jasmine.


Dina Goldstein, Fallen Princesses Project.

czwartek, 24 lutego 2011